W czwartek Trybunał Konstytucyjny uznał, że aborcja w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub jego nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu jest niezgodna z konstytucją. W reakcji, na ulice wyszły kobiety (ale także mężczyźni), by wyrażać swój ból, oburzenie i sprzeciw wobec tej decyzji. Jestem uczestniczką, świadkiem i beneficjentką tego niezwykłego wydarzenia, które porusza i przemienia nas wszystkie i wszystkich razem, każdą i każdego z osobna.
Jestem w tych dniach tak bardzo pełna emocji: dumy, radości i nadziei, smutku i strachu. I złości.
Ale przede wszystkim wdzięczności. Za zaangażowanie, troskę, odwagę, solidarność i świadomość. Następuje skokowy wzrost świadomości wokół tak wielu trudnych, marginalizowanych w codziennej rzeczywistości kwestii. Prowadzimy pełną ognia, społeczną debatę o ochronie Życia poczętego i o tym, kiedy „zaczyna się człowiek”, o Wolności, Wyborze, Prawach Kobiet i stereotypach wokół Kobiecości; o Religii jako o duchowym doświadczeniu i o Kościele jako instytucji narzucającej swoje przekonania nie tylko swoim wyznawcom. O granicach prawa i sposobach sprawowania Władzy. Pojawia się w przestrzeni publicznej tyle wzajemnych oskarżeń, pytań i wątpliwości, pojawiają się też odpowiedzi i rośnie świadomość. Tego w czym się różnimy i gdzie się zgadzamy. Zacierają się sztywne granice tożsamości: zaczynamy spontanicznie wychodzić z pełnionych/narzuconych ról: kobiety, mężczyzny, policjanta, księdza, polityka. Docierać do swoich głębokich przekonań i wartości i podejmować wynikające z nich działania. Zdarzają się sytuacje, kiedy policjanci włączają się do demonstracji, a księża przeciwstawiają się wezwaniu Kaczyńskiego do obrony kościołów i wychodzą do kobiet z przekazem jesteśmy po Waszej stronie.
Dokonuje się przemiana. Zmienia się struktura rzeczywistości. Linia podziału zaczyna przebiegać trochę inaczej. Dyktatura kontra Wolność Wyboru, Fanatyzm Religijny kontra Duchowość i Moralność. Poddaństwo kontra Wolność.
Kobiety czują, mówią robią to, czego do tej pory nie mogły i nie potrafiły zrobić, poczuć, wypowiedzieć. Bo są razem. Bo mają w sobie nawzajem wsparcie. Bo czują moc.
I to czyni konkretną różnicę.
W świecie
Nie wiem, czy uda nam się bezpośrednio wpłynąć na rząd, wywołać zmianę postanowienia TK i doprowadzić do utrzymania istniejącego kompromisu w sprawie aborcji, ale jestem pewna, że zmiany w Polsce zaczną szybciej postępować w kierunku, który jest teraz wyznaczany na ulicach. Definicja kobiety, jej roli i znaczenia jest dyskutowana, dookreślana i zmieniana; ta zmiana będzie miała przełożenie na codzienną rzeczywistość: znaczenie i rangę kobiet w rodzinach, firmach, przestrzeni publicznej, polityce.
W relacjach pomiędzy kobietami
Doświadczamy siły, która płynie z sojuszu, patrzymy na siebie nawzajem z szacunkiem, zaczynamy postrzegać i wspierać nas – kobiety w roli Autorytetów i Liderek.
W relacjach między kobietami i mężczyznami
Mężczyźni mają szansę, by zobaczyć, usłyszeć i zrozumieć siłę, ale i potrzeby swoich matek, żon, córek, partnerek, przyjaciółek i stanąć do walki przy ich boku. Nie w roli opiekuna, obrońcy, ale sojusznika. To wzmacnia więź i partnerstwo.
Ale przede wszystkim na poziomie wewnętrznym
Jako terapeutka i superwizorka wiem, że kobiety przyglądają się w tych dniach sobie w kontekście tego, co dzieje się na ulicach i podejmują swoje własne świadome decyzje. Jaką kobietą JA potrzebuję/decyduję się być wobec tego co się wydarza. W większości kobiet w tym kraju dzieje się teraz wewnętrzna rewolucja i dla każdej z nas może ona polegać na czymś innym.
Ale dlaczego te przekleństwa? Czy musimy krzyczeć „jebać” PiS”?
Musimy.
Czy zastanawialiście się kiedyś kto używa przekleństw? Moja subiektywna lista jest taka: żołnierze, sportowcy, artyści, kobiety w trakcie porodu. Mężczyźni częściej niż kobiety. Osoby pod wpływem substancji, emocji (pozytywnych i negatywnych). Dopiszcie swoje propozycje…
Wiadomo, że przekleństwa mają funkcje fizjologiczną: redukują stres i uśmierzają ból.
Więc tak: musimy przeklinać.
Te przekleństwa pokazują Światu i Tym, którzy mają coś przeciwko formie protestu, jak głęboko zostały zranione uczucia, jak wiele emocji kłębi się na ulicy i jak bardzo zdeterminowane są protestujące osoby. Są informacją. O bólu, woli walki, o pewnego rodzaju transie który bardzo trudno zatrzymać racjonalnym: zachowuj się „kulturalnie” . Jeśli te informacje nie zostaną odebrane, zrozumiane i w jakikolwiek sposób uwzględnione, sytuacja będzie eskalować.
Chcemy i musimy przeklinać dlatego, że ten emocjonalny, niepokorny sposób komunikacji jest adekwatny do naszych przeżyć i naszej sytuacji. Jesteśmy w mniejszości, której racje nie są brane pod uwagę, której narzucane jest coś wobec czego czujemy sprzeciw tak silny, że potrzebujemy krzyczeć. Jak możemy nie krzyczeć, gdy jesteśmy zmuszone siłą nakazu i zakazu do czegoś, co jest dla nas krzywdą, gwałtem, okrucieństwem? I czujemy to całym swoim jestestwem? To nie jest hipotetyczna rozmowa. Dla nas, kobiet, to ciało i krew, nasze być albo nie być. Jak możemy nie krzyczeć kiedy pozbawia się nas prawa do własnej, podmiotowej decyzji w sytuacji tak bardzo intymnej, bolesnej, osobistej, że tylko uważne, w zgodzie ze swoim sumieniem, wartościami, możliwościami psychicznymi rozwiązanie daje szansę żeby przez to przejść…? I ruszyć dalej.
Więc krzyczymy: Moje ciało, mój wybór.
Większość (w znaczeniu grupa uprzywilejowana) ma tendencję narzucania mniejszości swoich wartości, sposobu myślenia, wymaga określonego zachowania i sposobu komunikowania się. Czy wiecie, że kobiety, które są ofiarami przestępstw seksualnych, przemocy domowej, są przygotowane do rozprawy tak, żeby w sądzie nie okazywać nadmiernie swoich emocji, żeby zeznawać rzeczowo i racjonalnie? Mają wtedy większe szanse wygranej w konfrontacji ze swoim, często elegancko ubranym, elokwentnym i „kulturalnym”, oprawcą. Ale czy chcemy po raz kolejny zgodzić się na taki stan rzeczy? Dopasować się do tej narracji?
Krzyczymy: „Wypierdalać”!
Opanowanie, „kulturę” łatwo zachować, kiedy jest się w pozycji, która wyznacza reguły gry, kiedy kontroluje się sytuację. Natomiast kiedy jest się w sytuacji zależności i wynikającego z niej zagrożenia, pojawia się lęk, rozpacz i wściekłość.
Emocje, które teraz przeżywamy, to nie tylko złość. To także radość, bo przekraczamy coś w sobie i w świecie i jesteśmy w tym razem. Bo dajemy sobie prawo, by stawać za sobą i za tym, w co wierzymy, by domagać się praw w sposób jaki jest dla nas właściwy. Dlatego każda demonstracja ma w sobie coś ze święta, porusza nasze serca.
Nie wiem, jak skończy się ta historia. Mam nadzieję, że uzyskamy kompromis w sprawie aborcji. Ale jestem pewna, że tak czy inaczej, robimy właśnie kolejny, tym razem ogromny, krok w kierunku świadomej, wielowymiarowej kobiecości i obywatelskiej zaangażowanej postawy.
Zdjęcie: znalezione w Internecie, chętnie oznaczymy autorkę lub autora, jeśli się znajdzie 😉